wtorek, 17 marca 2015

Witaj Wiosno!

Nie samym bieganiem człowiek żyje. Żyje też piwem. Jako że rozwój jest istotą wszechrzeczy, próbuję pilnować tegoż na wszystkich istotnych dla mnie płaszczyznach. Dlatego też, po krótkich negocjacjach, przyjąłem bardzo ciekawą propozycję. Lubię ciekawe propozycje, w kolejnych postach zdradzę szczegóły kilku innych (bardziej związanych z rozwojem sportowym), ale póki co...
...próbuję się realizować w branży piwowarskiej. Tyle tylko, że operując na nieco większych garach niż dotychczas. Dotychczas wszystko działo się w kuchni, w skali mikro. Teraz moje nieodpowiedzialne łapska dobrały się do instalacji browaru restauracyjnego. Można to nazwać -jak nakazuje moda- inicjatywą kontraktową; można też traktować to jak rodzinną współpracę.

Co na początek? Wiem, ale nie powiem, choć przed paroma osobami już się uzewnętrzniłem. Ci, którzy nie wiedzą, i tak tego nie czytają. A jak czytają, to mają w dupie co to będzie za piwo. Chciałbym, żeby się udało. Żeby poszło w Polskę, sprzedało się na pniu i zebrało więcej pochwał niż hejtów. Żeby to były miłe miłego początki i żeby cała ta przygoda rozkręciła się w najbardziej oczekiwanym kierunku. Ambitnie jak na debiut?

Przy dużym szczęściu, tj przy pełnosprawnym piwie i odpowiedniej promocji, data premiery wypadnie (zupełnie przypadkiem) jakoś w okolicach Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa. Byłoby rzeczą niezwykle ekscytującą, móc napić się tam piwa własnego projektu. Ba, nawet jak rozejdzie się po multitapach, to już będzie dla mnie wielka rzecz.

A tymczasem wracam do garów...
3mcie kciuki, resztę załatwią drożdże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz