niedziela, 14 czerwca 2015

We're going through changes

Stare, chińskie przysłowie mówi: no hp means no life. Wiele się dzieje ostatnio, ale nie mam jak klepać wpisów nawet nie tyle z braku czasu, co z braku sprzętu. Jak się dorobię to nadrobię, chwilowo awaria trwa więc na pożyczonej maszynie redaguję kilka słów podsumowania ostatnich tygodni. Spróbuję chronologicznie, choć chaos podobno też jest jakąś formą porządku.

Dark Angel. Druga warka poszła w świat, moim zdaniem wyszło dużo lepiej niż na domowych garach i generalnie jest to dobre piwo. Jak nie wierzycie to spróbujcie ;) Wdrażając się w temat eksportu, odwiedziłem Browar Słociak celem zapracowania na swój pieniądz i oklejałem butle etykietami, po czym pakowałem je do kartonów i na palety, co udokumentowane zostało na poniższych zdjęciach.


 



Pod koniec maja, wraz z paroma znajomymi ultrasami, wybrałem się na weekend na koniec świata. Próbowaliśmy odbudować formę w Pasterce. Przepiękne ścieżki, przepiękna pogoda, aż chciało się hasać. Na Szczelińcu Wielkim odbyła się Wielka Degustacja, połączona z Wielkim Szukaniem Zasięgu ;)


Podczas pohasówek dojechałem swoje stare XT6, jakieś propozycje na godne zastępstwo? Btw koniecznie muszę zainwestować w jakiś niemajtający pas biegowy i softflaski, no cudny wynalazek.


Tydzień temu, z niekoniecznie pożądanymi przygodami, pojechałem (2x) do Jawora (tego pod Legnicą), by wystartować treningowo w XXI Półmaratonie Jaworskim. Zajechałem się jak śledź podczas sztormu, bo podbiegi były naprawdę syte. Niby ulica ale o takie nachylenie czasem nawet w górach trudno :P Pościnało mnie na tych podbiegach, ale ALE thunder gel postawił mnie na nogi w kilka chwil i druga połowa dystansu była już do zniesienia. Niechlubną życiówkę udało się zastąpić o jakieś 10min mniej niechlubną życiówką, choć ostatni pm biegłem ponad 2 lata temu... Nic nie wygrałem, ale impreza całkiem sympatyczna. A, i kasztelana na mecie dawali ;)

Jeśli chodzi o mijający właśnie weekend, udało się wyskoczyć na chwilę do stolicy na mecz Polska vs Gruzja. Stadion Narodowy jak zwykle prezentował się zjawiskowo, ale to mój pupilek, więc zawsze będę się zachwycał ;)



Mecz się udał, Lewy się przełamał, a my przez 20h piliśmy w zasadzie tylko piwo. Fajna sprawa, znów wziąć udział w wielkim wydarzeniu sportowym. Nawet jako fan, a nie uczestnik :) Tłumy kibiców w barwach narodowych- to robi klimat, to rusza. Chcę więcej!



Wszystko co dobre i piękne, kiedyś się kończy. Nawet jak coś nie jest do końca dobre i piękne, i tak się skończy. Po tych kilku sportowych, emocjonujących weekendach, pora zejść na ziemię i spiąć mięsień pośladkowy wielki. Nadszedł czas zmian. Zmiana pracy, zmiana miejsca zamieszkania, w pewnym sensie zmiana środowiska codziennej egzystencji. I kilka innych zmian, mniejszych lub większych, z którymi jakoś trzeba sobie poradzić, a nie zawsze jest to łatwe ;) Jest stres, ale trzeba iść do przodu- stanie w miejscu zabija powoli.

Dobra, dość pierdolenia, pora coś pobiegać.
Ma'a salama!